Nasz pierwszy oficjalny dzień we Francji spędziliśmy w przepięknym miasteczku Saint Malo. Ta historyczna miejscowość znajduję się w północno-wschodzniej Francji w zatoce Saint Malo i jej krajobraz po prostu zapiera dech w piersiach. Malownicze domy, zabytkowa architektura, i wibrujące uliczki, wszystko to jest częścią tego miasta otoczonego wodą. Fale wody zmieniają cały krajobraz w bardzo dramatyczny sposób, do takiego stopnia, że woda potrafi się podnieść ponad 4 metry podczas przypływu. Podczas odpływu, zatoka zamienia się w bagienko, po którym można chodzić i przejść po nim na kolejną wysepkę. W oceanie jest również mała strefa do pływania gdzie Leo i Mila oczywiście się kąpali (ale o tym juz za chwilę). Razem z Rickiem nie mogliśmy uwierzyć w kryształową czystość wody. Turkusowy kolor wody, do którego przyzwyczailiśmy się na Florydzie, chyba po prostu podąża za nami aż do Północnej Francji. Szczerze, myślałam, że byliśmy na Lazurowym Wybrzeżu, bo woda była tak piękna. Zatoka prowadzi do La Rance rzeki, gdzie można zobaczyć mnóstwo żeglarzy, kajakarzy i innych fanatyków sportów wodnych. To jest idealne miejsce na rozpoczęcie naszej przygody. Pierwsza część dnia przeniosła nas do tyłu w czasie, a dokładnie do Bitwy o Saint Malo 6 sierpnia 1944, podczas Drugiej Wojny Światowej. Jest duża szansa, że jeśli to czytasz, ktoś z Twojej rodziny był dotknięty lub walczył o wolność podczas tego okresu. Moi pradziadkowie i dziadkowie byli świadkami wielkich okrucieństw w ówczesnej Polsce, natomiast dziadkowie Ricka walczyli na Pacyfiku. Będąc tylko dwie godziny od plaż w Normandii, mieliśmy okazje dowiedzieć się więcej na temat bitwy o Saint Malo. Nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem historii, ale w taki sposób człowiek o wiele przyjemniej i szybciej się edukuje (Rick nakręcił krótkie video pokazujące to miejsce). Po południu udaliśmy się do samego serca Saint Malo (zwanego Intra-Muros) gdzie zjedliśmy lunch. Znaleźliśmy super miejscówkę na plaży i podziwialiśmy tam nieziemskie widoki. Ten idylliczny moment został przerwany przez mewę, która ukradła mi lunch! Ten szalony ptak wypatrzył mnie jedzącą kanapkę i zdecydował się nią poczęstować. Ta mewa przyleciała w moją stronę i zabrała mi jedzenie prosto z moich rąk, czy możecie w to uwierzyć?! Nawet nie miałam szans się bronić i odebrać jej łup. Może ta mewa chciała mi coś powiedzieć o mojej diecie…od tej pory, będę zamawiać tylko saładki. Po tym szalonym i nietypowym wydarzeniu poszliśmy na plażę. Leo i Mila nie zrazili się lodowatą wodą i wykąpali się w ocenie. Muszę przyznać, że było super stanąć gołą stopą na piasku, zupełnie jak na naszej kochanej Florydzie : Kolejny dzień rozpoczął się małym fiaskiem. Nasze auto ma tak zwany “self starter” więc samochód można odpalić za pomocą przycisku. Jednakże kluczyki są potrzebne aby otworzyć drzwi. No więc wsadzając dzieci do ich siedzonek, Rick położył kluczyki na dachu auta i całkowicie o nich zapomniał. Odjechaliśmy jakby nigdy nic i jadać po przepięknych francuskich drogach, usłyszeliśmy jakiś dziwny hałas dochodzący z dachu. Na początku niczym się nie przejęliśmy ale po krótkiej chwili Rick zdał sobie sprawę, że ten dziwny hałas to były nasze kluczyki spadające z dachu. Natychmiast się zatrzymaliśmy i Rick zaczął biec wzdłuż drogi. Musze przyznać, że mamy więcej szczęścia niż rozumu ponieważ jakiś cudem kluczki się znalazły, leżały tuż przy samej drodze. Nawet nie chcę myśleć co by było, gdybyśmy je zgubili.
Po tej małej porannej wpadce, udaliśmy się do wspaniałego Le Mont St Michel (jakieś 45 km od naszej wioski). Ten przepiękny klasztor można powiedzieć, że należy do morza. Jest on otoczony Zatoką Mont St Michele, i jest widoczny z każdej strony z regionu Brittany. Odwiedziliśmy to miejsce podczas odpływu, co pozwoliło nam na spacer od parkingu, wzdłuż zatoki i dookoła tego niesamowitego zabytku. Rick ciągle powtarzał, ze ta budowla dawała mu poczucie, jakby był w filmie Batman, w Gotham. Tak więc cały dzień spędziliśmy na spacerowaniu, a na końcu wspięliśmy się na sam szczyt (z dwójką dzieci, wózkiem, nosidełkiem i plecakiem - porządny trening; dodam jeszcze, że jak juz zaparkujesz samochód, musisz przejść około 3 km aby dojść do klasztoru. Nasze nogi odczuły każdy krok tej wycieczki). Pogoda była po naszej stronie - słonecznie, rześko, z lekką bryzą. Zakończyliśmy ten dzień małym piknikiem na terenie klasztoru - całkiem nieżle, prawda?! Przygotowaliśmy krótkie video i slide show, ale niestety internet nie chce z nami współpracować...spróbujemy jutro, może będzie trochę szybszy :)
0 Comments
Leave a Reply. |
O Nas
Cześć! Jesteśmy czteroosobową rodziną Herman, która podróżuje dookoła świata. Ty również dołącz do naszej przygody. Zapraszamy i witamy na pokładzie! Archiwum
November 2019
Kategorie |